PO DEBIUCIE W LECHII. SZMIGIEL: NIECH DRUŻYNA CZUJE, ŻE MOŻE NA MNIE LICZYĆ
Michał Szmigiel po debiucie w Lechii Zielona Góra – na boisku, podczas meczu przeciwko Pniówkowi 74 Pawłowice, spędził pół godziny.
Do drużyny prowadzonej przez trenera Sebastiana Mordala dołączył najpóźniej – gdy Betclic 3. Liga już grała. Najpierw z trybun obserwował remisowe starcie ze Stalą Brzeg (0:0), teraz miał szansę debiutu w Lechii Zielona Góra. Wszedł na murawę z ławki rezerwowych w 60. minucie pojedynku – tego wygranego z Pniówkiem (4:1).
– Zespół, jeszcze przed moim pojawieniem się na boisku, funkcjonował bardzo dobrze. Wygrywaliśmy, sporo się działo. Wchodzą chciałem podtrzymać tę pozytywną energię – żeby zawodnicy poczuli, że mogą na mnie liczyć – mówi nam Michał Szmigiel.
Dodaje, że przecież za nim wiele treningów z zespołem, lecz ważny jest również rytm meczowy i zgranie się.
– Trzeba się po prostu poznać. Myślę, że nasza drużyna jest bardzo dobrze przygotowana pod względem fizycznym – wraz z upływającymi minutami, im bliżej było końca meczu, my nadal chcieliśmy biegać do wysokiego pressingu, nadal chcieliśmy strzelać gole. I wcale nie zamknęliśmy się, nie broniliśmy tego korzystnego wyniku – zauważa.
Podoba mu się także taktyka drużyny – a w szczególności to, że wahadłowi mają wiele do „zrobienia” na boisku.
– Można powiedzieć, że na tej pozycji gramy do jednego do drugiego pola karnego – stąd te liczne bramki, które strzelają właśnie wahadłowi. Na swoją czekam i mam nadzieję, że szybko trafię do siatki rywali – a ten mój gol przyczyni się do kolejnego zwycięstwa – dodaje.
Michał nie ukrywa, że Zielona Góra przypadła mu do gustu. Trochę już zobaczył, choć czasu ma niewiele.
– Grając w Bytomiu miałem wrażenie, że cały Śląsk to jedno wielkie miasto. Było tłoczno i ciasno. Tutaj podoba mi się to, że... jest tak zielono. Wszędzie są lasy, jest gdzie odpocząć. Chłopaki pokazali mi już trochę miejsc, ale pewnie na zwiedzanie okolicy będzie więcej okazji po rundzie jesiennej – kończy.