Opublikowano Dodaj komentarz

[LECHIA TV] Wywiad z prezesem Cariny Gubin, Andrzejem Iwanickim

Po środowym meczu prezes Andrzej Iwanicki podzielił się z nami swoimi przemyśleniami na temat współpracy obu drużyn oraz przyszłości lubuskiej piłki nożnej. Zachęcamy do obejrzenia naszego materiału LechiaTV.

Opublikowano Dodaj komentarz

Kartka z kalendarza odc. 4

Pierwsi czarnoskórzy zawodnicy z Lechii

Afrykanie w polskiej piłce pojawili się w drugiej połowie lat 90. Pobyt pierwszych zawodników z tego kontynentu w barwach zielonogórskiej Lechii był kompletnie nieudany.

Było to w ostatnim sezonie pobytu naszego zespołu w drugiej lidze (tej prawdziwej drugiej lidze, czyli zapleczu ekstraklasy, a nie dzisiejszej która praktycznie jest trzecim szczeblem). Lechia miała katastrofalną rundę jesienną gdyż w 13 meczach zdobyła zaledwie osiem punktów tylko raz wygrywając (bramki 9:24). Do bezpiecznej strefy dzieliło Lechię aż siedem punktów.

Mieli grać za ,,miskę zupy”

W klubie w którym zawsze bolączką był brak pieniędzy kłopoty się nawarstwiały. Działacze chwytali się różnych rzeczy by za niewielkie pieniądze wzmocnić zespół.

Wówczas znany sportowy dziennikarz i działacz warszawski sprowadzał do Polski partiami kilkudziesięciu młodych Afrykanów. Zaoferował ich polskim klubom drugo i trzecioligowym. Plus był taki, że godzili się oni grać za przysłowiową miskę zupy czyli zakwaterowanie, wyżywienie i drobne kieszonkowe. Plan jego był prosty. Nic na tym nie straci, a może zyska jeśli któryś z Afrykanów błyśnie, zostanie zauważony i podpisze kontrakt w mocnym klubie. W ten sposób Lechia z pięciu zaproponowanych czarnoskórych graczy wybrała dwóch. Zainteresował ją 22-letni pomocnik z Kamerunu Herbert Bohghang Ndi i 22-letni nigeryjski napastnik Destiny Udoka Ukake. Działacze odebrali ich z warszawskiego lotniska w trzaskającym mrozie. Obaj byli w koszulkach, sandałach i pierwszy raz zobaczyli śnieg. Trzeba było ich więc przede wszystkim ubrać. Załatwiono im miejsce w hotelu w podzielonogórskiej miejscowości (dziś to dzielnica miasta) oraz wyżywienie. Obaj mieli być testowani. Ówczesny trener Lechii Henryk Kubiak musiał w nich coś dostrzec gdyż po kilku dniach podpisano z nimi kontrakt do końca sezonu.

Opowieści z mchu i paproci

W tym czasie niemal każdy młody piłkarz z Afryki przedstawiał siebie jako gracza młodzieżówki, zawodnika klubu z pierwszej ligi swego kraju. To było na kilka lat przed Internetem więc bez jakiegoś mocnego zaangażowania w sprawę trudno było to sprawdzić. W większości były to ,,opowieści z mchu i poproci”. Niemal każdy Kameruńczyk mówił, że zna najsłynniejszego wówczas piłkarza ze swojego kraju Rogera Millę (to było jeszcze przed pojawieniem się Samuela Eto’o). Grał z nim, albo przynajmniej zaczynał w juniorach. Z kolei niemal każdy Nigeryjczyk mówił, że grał w kadrze młodzieżowej, juniorskiej swego kraju.

Pamiętam jak obaj Afrykanie, przy pomocy tłumacza rozmawiali z zielonogórskimi dziennikarzami. To była znana opowieść. Kameruńczyk Herbert Bonghang Ndi oświadczył, że grał dotąd w pierwszej lidze swego kraju i jest członkiem młodzieżowej kadry narodowej. Ukaku także grał w ekstraklasie nigeryjskiej, był reprezantantem młodzieżowki, a w styczniu 1999 roku brał udział w zgrupowaniu kadry seniorów Nigerii. Dodatkowo jest dobrym kolegą Kennetha Zeigbo, który tak udanie grał w warszawskiej Legii.

Koledzy z telewizji zrobili z nimi długie wywiady. Ja postanowiłem, że z wywiadami poczekam kiedy obaj pokażą coś na boisku. Bo czy byli reprezentanci młodzieżówki z silnych futbolowo krajów, a Ukake rzekomo powoływany jeszcze w styczniu na zgrupowanie seniorów, graliby za ,,miskę zupy” w ekipie outsidera drugiej ligi? To musiało i budziło (przynajmniej u mnie) spory sceptycyzm.

Zagrali w jednym meczu i odesłano ich

Co ciekawe kiedy brali udział w sparingach, rozgrywanych jeszcze w zimowych warunkach, wydawało się, że może rzeczywiście coś z nich będzie. Niestety, kiedy śnieg topniał i boiska zaczęły przypominać te z ich krajów, było gorzej. Nie zagrali w pierwszym ligowym meczu 6 marca przeciwko Aluminium Konin przegranym 1:2, bo działacze nie zdążyli załatwić formalności z ich macierzystymi federacjami. Pojechali z zespołem do Opola na mecz z Odrą, który rozegrano 13 marca. Lechia przegrała z Odrą 1:2 (0:1). Co ciekawe bramkę dla Lechii w 84 min już przy stanie 0:2 zdobył dzisiejszy trener zielonogórzan, Andrzej Sawicki. W pierwszym składzie wyszedł Kameruńczyk Bonghang. Spisywał się jednak słabo i w drugiej połowie zamienił go Bartosz Cal. Nigeryjczyk Udoka Ukake został wpuszczony przez trenera na murawę w 85 min, kiedy zmienił Pawła Michalskiego. Jak się okazało to były jedyne występy obu zawodników w oficjalnych meczach! Jeśli więc ktoś w klubie dostrzegł ich potencjał i zgłosił ich do rozgrywek, to rzeczywiście powinno się ich poddać bardziej poważnym sprawdzianom. Kameruńczyk zagrał 45 minut, a Nigeryjczyk pięć i jak pisałem w sprawozdaniu z tego meczu nawet nie zdążył kopnąć piłki!

Potem Lechia miała pauzę, a na następny mecz do Gdańska 27 marca (przegrany z Polonią Lechią 0:1) Afrykanie już nie pojechali gdyż dwa dni wcześniej zostali odesłani do domu (na szczęście była taka możliwość w kontrakcie). Jak na łamach ,,Gazety Lubuskiej”, mówił wiceprezes klubu Henryk Gruchociak, obaj Afrykanie okazali się za słabi, by wyraźnie wspomóc Lechię, a ich obecność w składzie blokowałaby możliwość sięgania po swoich wychowanków.

Zgasiliśmy drugoligowe światło

Obaj grali za przysłowiową ,,miskę” która okazał się jednak kosztowna. Pomijając już obowiązkowe opłaty za zagłoszenie ich do rozgrywek i koszty pobytu w Zielonej Górze jeden z nich niemal co noc dzwonił sobie do rodziny do Afryki. Działaczom którzy zobaczyli rachunek za te rozmowy aż ugięły się kolana… Potem grało u nas jeszcze dwóch czarnoskórych piłkarzy, ale znacznie lepszych. To już jednak inna historia.

A Lechia? Po trzech porażkach stało się jasne, że nie ma już szans na utrzymanie. Odszedł trener Kubiak i zespół w ostatnich meczach poprowadził napastnik Zbigniew Sawczuk. Temu zasłużonemu dla klubu zawodnikowi przyszło gasić drugoligowe światło. Zespół w 26 meczach zdobył zaledwie 12 punktów (bramki 17:52). Lechia już nigdy nie zagrała na drugim szczeblu rozgrywek.

red. Andrzej Flügel